24. rocznica
Władza wyszła do ludzi
Wszystkie ekipy sprawujące władzę w PRL narzekały na niedostateczną "transmisję do mas". Trwałym punktem porządku dziennego niezliczonych narad partyjnych było szukanie sposobu, jak "wyjść (i dojść) do ludzi". Powiodło się w końcu ekipie generała Jaruzelskiego.
13 grudnia 1981 roku władza, reprezentowana przez sto tysięcy ludzi w mundurach, uzbrojonych w łomy, pałki i kajdanki, broń lekką i ciężką, suki i czołgi, możność lżenia, wyrzucania z pracy, łamania charakterów, w oręż propagandowy, narzędzia cenzury, w prawo czytania prywatnych listów, rewidowania kieszeni i torebek, podsłuchiwania telefonów - wyszła i dotarła do ludzi. Jeszcze tej samej nocy do pięciu tysięcy (a w sumie do dziesięciu tysięcy) rodzin osób wytypowanych do internowania. Do sześciu tysięcy obywateli, z którymi przeprowadzono rozmowy ostrzegawcze i zażądano od nich podpisania deklaracji lojalności. Do setek tysięcy pracowników państwowych, na których wymuszano ślubowanie posłuszeństwa. Do niezliczonych ludzi wypędzanych z zakładów pracy i rozpraszanych na ulicach pałkami, gazem łzawiącym, armatkami wodnymi, petardami i strzałami ze ślepej, a niekiedy także prawdziwej amunicji. Do milionów, którym za niepogodzenie się z odebraniem wolności obywatelskich dekret groził surowymi represjami, włącznie z karą śmierci, przewidywaną za kilkadziesiąt rodzajów wykroczeń przeciwko prawom stanu wojennego.
Do życia publicznego z woli rządzących państwem wtargnęło zło. Przymus fizyczny, przemoc propagandowa, odwet, donos, podłość, zdrada, wszechobecny strach przed własnym państwem, zniweczenie nadziei i podeptanie wierności.
Nie miejsce tu na rozstrzyganie kwestii, czy generał Jaruzelski miał inne wyjście, niż zastosować "mniejsze zło" stanu wojennego, by uchronić kraj przed większym złem, jakim byłaby obca interwencja. Rządzący Polską tę drogę obrali już latem 1980 roku, a o tym, że nie szło im o nic innego niż o zachowanie władzy, świadczą niepowodzenia całej dekady lat 80.
Andrzej Kaczyński